poniedziałek, 16 czerwca 2014

Fragment

 Pomyślałam, że może zamieszczę tu fragment jednej z moich niedokończonych książek. A mianowicie takiej trochę mojej podrasowanej biografii ;) To kawałek historii jednego bohatera. Jeśli chcecie przeczytajcie. Z góry przepraszam za błędy których nie wychwyciłam przy poprawianiu :P Miłej lektury.

"...- Milczysz, ale czuję, że chcesz zrozumieć jak to się stało, że teraz jestem tym czym jestem. - westchnął doktor kiedy weszliśmy na dużą łąkę jakieś dwieście metrów za jego posiadłością.
 - Owszem, jestem bardzo ciekawa, ale nie miałam odwagi...- szepnęłam i urwałam zwieszając głowę.
 - Nie musisz się krępować. - ominął wystający z ziemi kamień uśmiechając się.
Ten uśmiech był piękny i taki ciepły. Zapomniałam o posępnym niebie nad nami i o tym, że szliśmy po mokrej trawie.
 - Opowiedz mi o sobie i to jak doszło do twojej przemiany.
 - Urodziłem się w City 1 grudnia 1631 roku w dość sporej rodzinie. Ojciec i matka pracowali ciężko by zapewnić mi i mojemu rodzeństwu jak najlepsze warunki i start w życiu. Chcąc im pomóc chwytałem się rozmaitych zajęć jak np. praca w stajniach, na polach, ale jednocześnie robiłem wszystko by jak najlepiej się uczyć. Wchłaniałem wiedzę jak gąbka wodę i to bardzo ich cieszyło. Byli ze mnie dumni. Miłość do medycyny pojawiła się w moim sercu niemal od najwcześniejszych lat. Poszedłem na studia i jednocześnie w tym czasie poznałem swoją drugą miłość. - tu urwał wzdychając i patrząc w niebo - Marię. Była najcudowniejszą kobietą jaką poznałem. Wpadliśmy na siebie na chodniku przed jakąś kwiaciarnią. Pomagała przyjaciółce wybierać bukiet na jej ślub. Moja nieuwaga zniszczyła ów bukiet. Było mi strasznie głupio i chciałem odkupić, ale o dziwo nie zgodziła się. Była wyjątkowo opanowana i nie chowała urazy. Zaimponowała mi tym i od tamtej chwili nie mogłem przestać o niej myśleć. Pożegnaliśmy się wtedy niemal tak szybko jak się zderzyliśmy. Kilka dni później również spotkaliśmy się na mieście. Przywitałem się i zagadnąłem. Ucieszyła się na mój widok. Postanowiłem zaprosić ją i jej towarzyszkę rozmów do restauracji. Nie odmówiły. Od tamtej pory widywaliśmy się już częściej. Jak to później mówiła: "Wpadłeś mi w oko pod tą kwiaciarnią kochany. Nie było godziny w której bym o tobie nie myślała." Po kilku miesiącach poprosiłem jej ojca by pozwolił mi ją poślubić. Przyjęła moje oświadczyny i niebawem się pobraliśmy. Bardzo się kochaliśmy i w zasadzie nic więcej się dla nas nie liczyło. Ona była całym moim światem.
 - To takie piękne i romantyczne. - pomyślałam głośno rozmarzona.
 - Tak...- na jego twarzy również widniało rozmarzenie, ale stopniowo zaczęła się pojawiać powaga. - Skończyłem studia, rozpocząłem praktykę i w ciągu kilku lat stałem się wziętym doktorem. Między czasie doczekaliśmy się pierwszego dziecka i byliśmy ogromnie szczęśliwi. Daliśmy mu na imię Marko po moim ojcu. Dwa lata później przyszła na świat słodka Jenny. Nastał rok 1665 i nad naszym krajem pojawiła się czarna chmura. Ludzie w różnych miejscowościach i wsiach zaczęli chorować, a później umierać w boleściach. Szybko zrozumieliśmy co to jest - Czarna Śmierć - to była dżuma. Od rana do nocy miałem pełne ręce roboty. Nie jadłem i nie spałem normalnie. Maria drżała z obawy, że któregoś dnia pójdę do jakiegoś chorego i zarażę się. Uspakajałem ją jak tylko mogłem i kazałem jej unikać zwłaszcza obcych i przyjezdnych oraz tych którzy mogli być chorzy. I nadszedł ten przeklęty wieczór...- tu zacisnął dłonie i na chwilę zagryzł wargi, zwolniłam kroku, a po chwili zatrzymałam się -...dostałem wezwanie do chorego. Maria widząc, że jest już późno błagała mnie abym nie szedł. Od poprzedniej nocy w której miała koszmar na mój temat bała się o mnie jeszcze bardziej niż dotychczas. Przytuliłem ją i powiedziałam, żeby się uspokoiła. Kochałem ją nad życie, ale moim obowiązkiem było również ratowanie ludzkich istnień. Powiedziałem jej, że wrócę jak najszybciej będzie to możliwe. Uległa mi, ale z wielkim bólem który do tej pory pamiętam. Stała w drzwiach naszego domu w białej koszuli z chustą na ramionach i patrzyła za mną smutną tymi swoimi cudnymi oczami. Ach Boże...- nie zważając na wilgoć usiadł na trawie opodal próchniejącego konaru.
 Zaschło mi w ustach ze smutku i patrzyłam na niego ze współczuciem.
 - Jeśli nie chcesz to nie mów więcej. Widzę, że to dla ciebie nadal bardzo trudne. - szepnęłam siadając obok.
 - Czuję ból, ale chcę abyś poznała moją historię. - westchnął nieco się uspakajając i ciągnął dalej. - Zapiąłem płaszcz, chwyciłem za torbę z lekami i sprzętem i ruszyłem przed siebie. Było chłodno bo był to w końcu listopad, ale nie myślałem o tym. W głowie miałem słowa żony, obraz jej smutnej twarzy i śpiących dzieci oraz myśli na temat tego z czym przyjdzie mi się mierzyć w domu chorego. Szedłem ciemną uliczką na skróty gdy niespodziewanie zatrzymała mnie nieznana kobieta. Była piękna i miała w sobie coś niesamowitego. Byłem zaskoczony, że widzę niewiastę o tej porze i w taką pogodę samotną na ulicy. Przyglądała mi się badawczo co sprawiło, że zrobiło mi się nieswojo. Przywitałem się i zapytałem czy coś się stało. Czy zabłądziła i czy potrzebuje jakieś pomocy. Nic nie odpowiedziała tylko poczęła się uśmiechać. Nie wiedziałem co robić. W końcu przeprosiłem, odwróciłem się i ruszyłem dalej swoją drogą. Sekundę później poczułem tylko palący ból w szyi. Ostatnie co wtedy zapamiętałem przed osłabnięciem to były jej czerwone źrenice tuż przy policzku i moja własna krew na jej ustach wykrzywionych w tajemniczym uśmieszku. Za jakiś czas obudziłem się w jakiejś opuszczonej ruderze w chłodzie i brudzie. Mimo iż nie wiedziałem gdzie jestem i co się ze mną stało czułem się niesamowicie. Podniosłem się z ziemi i rozejrzałem w około. Mimo ciemności panujących w pomieszczeniu dostrzegłem na belce u stropu kilka metrów dalej wiszącego do góry nogami nietoperza i kurz jaki opadał kiedy to zwierze się poruszało. Słyszałem z oddali rozmowy ludzi, głosy ptaków, ujadanie psów, miauczenie kotów, a nawet tupot szczurzych łap w rynsztokach. " - Jak to możliwe. - pomyślałem i w chwilę później dotknąłem szyi w miejscu gdzie zostałem ugryziony. - Ta kobieta! Ona mnie ugryzła. Czy to mogło być to...? " Byłem przerażony. Słyszałem bowiem o dziwnych legendach, baśniach, opowieściach o dziwnych stworach jakimi matki czasem straszyły swoje niegrzeczne dzieci. Ale to przecież były tylko wymyślone przez ludzi historie. Szybko z nich wyrosłem i stałem się poważny. Miałem rodzinę - żonę i dzieci oraz bardzo odpowiedzialną pracę. Nie było mnie stać na bujanie w obłokach i zajmowanie się głupotami. Gdy próbowałem rozgryźć co tok na prawdę mi się stało zrozumiałem, że nie jestem już sam w pomieszczeniu. Kobieta która mnie zaatakowała stała przede mną w towarzystwie wysokiego mężczyzny ubranego w białą koszulę z bufiastymi rękawami, czarne skórzane spodnie i wysokie buty z cholewami. Ów nieznajomy miał jasne kręcone włosy opadające na ramiona, atletyczne posągowe kształty i poważny wyraz twarzy. - urwał i przetarł twarz dłońmi. Nie spuszczałam z niego oczu całkowicie wciągnięta przez opowiadanie.

  "- Frank poznaj Benedykta. Czyż nie wydaje się uroczy?"- zaświergotała. Byłem w szoku bo jeszcze nie słyszałem do tej pory jej głosu. "- Po co go powołałaś do życia? Możemy mieć przez to poważne kłopoty."- warknął nieznajomy i strzepnął jej ręce które uwodzicielsko otaczały jego prawe ramię."- Jesteś okrutny mój drogi... ty tylko byś polował na ludzi i zaspokajał pragnienie. Ja staram się myśleć o naszej przyszłości. Benedykt jest lekarzem i ma duże uznanie w mieście. Może służyć nam jako przykrywka." - zamruczała. Byłem jeszcze bardziej zdumiony bo to wszystko co słyszałem było dla mnie równie niezrozumiałe jak to dlaczego znajdowałem się w tym miejscu. Chciałem wyjaśnień. " - A jeśli oni się dowiedzą? Każą nas pozabijać. " Frank był wyraźnie źle nastawiony do tego co zrobiła. Ale ona się tym nie przejmowała i na moich oczach namiętnie go pocałowała. Zrobiło się trochę niedobrze. Od razu przypomniałem sobie ostatnią rozmowę z żoną i jej wystraszone brązowe oczy wpatrzone w moją twarz. Zrobiło mi się strasznie smutno i tęskniłem za domem. W minutę później poczułem jednak coś innego. Zapragnąłem czegoś. Zacząłem węszyć niczym pies. Instynktownie zamknąłem oczy i wsłuchałem się w otoczenie. Do moich nozdrzy doleciał słodki i zniewalający zapach jakiejś substancji. "- O...nasz maluszek jest głody. "- nieznajoma zaklaskała i podeszła do mnie. Mężczyzna również to zrobił ale zrozumiałem, że ma się na baczności. Nie rozumiałem jednak dla czego. Nie wiem czemu ale pomyślałem, że musi się mnie bać.Zmarszczyłem brwi stając w rozkroku i lekko się garbiąc zawołałem by się do mnie nie zbliżała. "- Kim wy u licha jesteście i co mi zrobiliście? Żądam wyjaśnień." Wtedy dopiero mi się przedstawiła jako Klaudia. Była tak bezczelna, że podeszła do mnie i zaczęła mnie głaskać po karku i ramionach. Wyraźnie czułem jej zapach i kusił mnie. Była też jeszcze piękniejsza niż tamtego wieczoru. Nie spodobało mi się to i odskoczyłem. Ale jak! - to ukazał jak wyglądało jego zdziwienie w tamtym momencie - Odskoczyłem od niej na jakieś 5 metrów.  
 - Niesamowite. - przyznałam kiwając głową naprawdę będąc pod wrażeniem. 
 - Domyślasz się więc co czułem. - kontynuował - Później powiedziała z dobrotliwą miną: "-Daj spokój Benedykcie my tylko chcemy ci pomóc. Czuję, że chce ci się jeść. Przed kilkoma sekundami wyglądałeś jakbyś wyczuł w powietrzu krew." "- Krwi? To zapach krwi czułem? Kiedyś przecież inaczej odbierałem ten zapach i nigdy mnie do niego nie ciągnęło jak teraz."- wymamrotałem w jeszcze większym zaskoczeniu. Później odezwał się Fank, a jego słowa były dla mnie niczym miecz w serce. Później zaczęli rozmawiać, że aby przeżyć muszę się na kimś pożywić. Docierały do mnie ich słowa, ale przez jakąś mgłę. Nagle usłyszałem zdanie: " - Będę potrzebował twojej pomocy, bo jeśli wpadnie w szał będzie chciał zabić ćwierć miasta, a to nam nie przyniesie nic dobrego." Nim  wyszliśmy z pomieszczenia minęło trochę czasu, ale nie wiedziałem dokładnie ile. Byłem spragniony, bardzo spragniony, ale jednocześnie walczyłem z tym. "- Nie mogę pić ludzkiej krwi! Nie mogę krzywdzić tych którym do tej pory przecież pomagałem! Nieeee" - myślałem zrozpaczony. Przemykaliśmy się uliczkami i wtedy to właśnie miałem jedne ze swoich pierwszych wizji. 
 - Co zobaczyłeś? 
 - Takie migawki z przyszłości. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem, że do tych wydarzeń dojdzie. W pierwszej zobaczyłem, jak Frank uchwycił jakiegoś mężczyznę i kazał mi wbić kły w jego szyję. Widziałem przerażenie w oczach ofiary. Zatrzymałem się wtedy i opierając o ścianę usiadłem pod jakimś budynkiem. Za chwile przyszedł drugi obraz. Tym razem we trójkę uciekaliśmy w ciemnościach nocy przed bandą rozwścieczonych ludzi z kijami, kołkami, widłami i pochodniami. Trzecia migawka ukazywała jak siedzę samotny, przemoczony i drżący ze strachu w jakichś chaszczach z dala od miasta tropiony przez tych samych myśliwych. Dwóch z nich szeptało, że dwie bestie zostały chyba schwytane i zabite i została tylko jedna. Te wizje zniknęły szybciej niż się pojawiły. I dobrze, bo w tej samej chwili Klaudia cofnęła się i kucając przy mnie pytała się co się stało. Nie odpowiedziałem jej bo sam nie wiedziałem co tak na prawdę się ze mną działo..."





 

2 komentarze:

  1. Nie odbierz źle mojego komentarza, ale taka zmiana tła tekstu strasznie męczy oczy i utrudnia czytanie:(

    OdpowiedzUsuń