piątek, 3 października 2014

Nadzieja, umiera ostatnia


Witajcie

  Na początku chciałam wszystkim podziękować za ciepłe słowa i wsparcie w komentarzach pod poprzednim postem. :( / mocny uścisk dla Edytki, Agnieszki, Healy Rom i Beti G. /
  O czym chciałabym Wam napisać? A o tym co u mnie słychać. Moje życie stało się jeszcze bardziej zagmatwane niż było wcześniej. Niektóre rzeczy jakie mnie spotkały były dobre...ale niestety większość i tak była zła. ( jak pech to pech :( ) Jedyne co mnie cieszy to, to że znalazłam chłopaka i wywalczyłam sobie pracę ( ile ja przy tym ostatnim łez wylałam i ile się wysiedziałam nad różnymi papierami to aż na samą myśl o tym zaczyna mnie mulić z nerwów) Mam tylko nadzieję, że dam radę w tej robocie wytrzymać i nie będzie jak w tej poprzedniej. Co się źle potoczyło, że tak stękam? A już mówię. Wydawnictwo po prawie 2 miesięcznej zwłoce dało mi w końcu odpowiedź. A brzmi ona "NIE" Zwykłe proste "NIE"....bez podania żadnych powodów...po prostu od tak. Poprosiłam o dwie rzeczy w wiadomości zwrotnej i mam nadzieję, że będą tak łaskawi, że mi wytłumaczą jakoś co w takim razie się im nie podobało w mojej powieści tak abym np. na przyszły raz nie popełniła tych samych błędów i skoncentrowała się na tym co w pisaniu jest moim "słabym punktem". Chcę mieć również pewność (zapewne niektórzy z Was mnie teraz za to wyśmieją, ale co mi tam), że nikt nie przywłaszczy sobie mojej powieści i nie wyda jej pod swoim nazwiskiem...że nie dojdzie do plagiatu. Może przesadzam, może nie ale niestety z dnia na dzień przekonuję się, że ludzie potrafią innym robić nie raz straszne świństwa a później jest tylko płacz i zgrzytanie zębami.
Dalej...Nie układa mi się z rodzicami. Non stop kłótnie i żale. Stałam się dosłownie "służącą" w swoim własnym domu rodzinnym. Następnie...jedna taka koleżanka która mówi mi że jaka ja to jestem wspaniała i robi mi reklamę na całą Polskę (chodzi o tą moją książkę chociażby) zostawiła mnie z czymś na lodzie i teraz muszę sama sobie "odkręcić" pewne rzeczy. Chyba jej podziękuję za znajomość bo nie mam zamiaru świecić za nią oczami i się wstydzić. Echhh...dobra już nie narzekam bo doskonale wiem, że są na świecie miliony osób które mają 100 razy gorzej ode mnie. Życie się toczy dalej czy tego chcę czy nie i nie mogę się poddawać...nikt nie może choćby nie wiem jak źle się działo. Więc jeśli czytasz ten mój /pożal się Boże/ nędzny post a przeżywasz jakieś trudności, masz przerąbane w pracy lub też nie możesz takowej znaleźć z różnych powodów - nie poddawaj się i walcz. Jak to się mówi: "Do odważnych świat należy." Trzeba brać życie za "rogi" i się z nim mocować.